Galeria Otwarta Pracownia zaprasza na wystawę obrazów Bettiny Bereś pod tytułem "Artykuły pierwszej potrzeby". Wernisaż wystawy 14 marca o godzinie 19.00. Wystawa czynna do 4 kwietnia 2003 w poniedziałki, środy i piątki od 18.00 do 20.00.W innych terminach po telefonicznym umówieniu się. Tel.: 636-71-98.
waga sklepowa 140x120 olej na płótnie, 2002
|
dwa czajniki 60x50 olej na płótnie, 2002
|
balia 67x90 olej na płótnie 2001
|
kanki, 65x90, olej na płótnie, 2002
|
termofor, 70x60, olej na płótnie, 2001
|
wartość niesprzedajna, 60x50, olej na płótnie, 2001
|
waga lekarska, 140x120, olej na płótnie, 2002
Dom Bettina Bereś mówi: Pracuję sezonowo. W lecie uprawiam ogródek. W zimie maluję. Proste. Bo niby czym ma być malarstwo jak nie prostym gestem, podobnego rodzaju, co uprawianie ogródka? W istocie swojej jest przecież pielęgnowaniem form i kolorów. U Bettiny Bereś malarstwo jest tak oczywiste, jak wszystkie inne zajęcia, którym wypełnione jest jej życie. Jak gotowanie, sprzątanie, prasowanie, wyprawianie dzieci do szkoły, zajmowanie się rodziną i całym domem. Bettina nie wyszukuje specjalnych tematów, tematy żyją wokół niej, bo żyje wśród przedmiotów i je odtwarza na obrazach. Odtwarza to chyba nie jest właściwe słowo. Ona tworzy matryce przedmiotów, z których jakby wyciśnięte zostają nasze codzienne dzbanki, beczki, miednice i garnki. Jest kobietą domową i z domu czerpie swoją siłę, a dom słucha jej silnej osobowości, przybierając kształty jakie ona mu nada. Można nawet mieć wrażenie, że wszystko, czego dotknie, rośnie tak jak rośliny bujnie krzewiące się i kwitnące w jej ogródku. Być może jej największym dziełem jest dom, a malarstwo znajduje w nim swoje miejsce. Więc malarska ujawnia swoje otoczenie w obrazach, ono zaś jest pokazane takie, jakie zwykle jest, co tylko na pierwszy rzut oka daje efekt pełnego oswojenia. W zgodzie z tymi założeniami wszystko jest jak najprostsze, oczywiste. Takie, jakie wchodzi pod rękę w kuchni, jadalni, pokojach, łazience, w piwnicy czy na strychu, a także na zewnątrz domu. Takie, jakie znamy na pamięć, że aż dłoń na myśl o tych milczących towarzyszach życia sama czuje dotyk obłości dzbanka, chropowatości krawędzi wanny i sznurka sanek. Widoki tak wytarte, że nie trzeba na nie patrzeć. Wózki, parniki, syfony, termofory, butle gazowe, rury i cysterny. Nawet jeśli te przedmioty nie pysznią się na stołach, półkach czy innych eksponowanych miejscach naszych mieszkań i podwórek, to drzemią po szafach, kredensach, pawlaczach, piwnicach i składzikach. Albo w najgorszym razie głębiej ukryte, w pamięci mieszkań naszych rodziców i dziadków, kiedy używano tych prostych i nieskomplikowanych rzeczy, które dzisiaj wracają. Bo te przedmioty często są staroświeckie. Niewiarygodnie proste, nawet jeśli z plastiku, to jest w nich pewna szlachetność. Nie ma w nich dąsów, grymasów, ozdób, bogactwa, czarowania, kokietowania, sugerowania czegoś więcej niż to czym są, kuszenia kup mnie, a będziesz lepszy, albo jesteś mnie wart, nie ma w nich szpanu modnym dizajnem. Nie ma tu miejsca na wahanie, niepewne przyjmowanie kształtu, nieśmiałość. Zdecydowane kształty, zdecydowane formy, zdecydowane kolory. Przedmioty o mocnych, prostych formach, trochę przysadziste, mocno zbudowane, ale nie pozbawione urody. Rzeczy raczej stare i przez dłuższy czas niemodne, choć teraz wracają do mody emaliowane kanki, miski i dzbanki z Olkusza. Moda jednak nie jest tym, na co Bettina Bereś zwraca szczególną uwagę. Ona rzeczy przechowuje, dba o nie ale nie przesadnie. Sztuka dla sztuki na pewno nie jest tym, co ja pociąga. Warto zwrócić uwagę na napisy, którymi czasami obdarza swoje obrazy: Zimna woda zdrowia doda, Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie, Bez pracy nie ma kołaczy przekazują proste prawdy, wyrastające z nawarstwiającego się latami doświadczenia, a zostały wzięte bezpośrednio z haftowanych makatek, jakie zdobiły kuchnie dobrych gospodyń. Przedmioty portretowane przez malarkę mówią o ludziach, którym wiernie służą. Kiedyś takie garnki czy dzbanki miało się w domach latami, nawet poobijane były wciąż w użytku. Te proste obiekty mają użyteczność wpisaną w kształt, a jeśli pojawia się w nich ozdoba, to na pewno się nie narzuca ze swoją obecnością upiększając raczej dodatkowo, naiwnie i nieśmiało. To jednak nie są martwe natury. Mimo pamięci o codziennym życiu i zwykłej krzątaninie, która je wypełnia, przedmioty na obrazach wydają się znajdować poza kwestią życia i śmierci, początku i końca, a nawet trwania. Poza kwestią okoliczności, które je do życia powołały i które je przy życiu trzymają. Jakby zacięła się taśma czasu, jakby zastygły w próżni, z której wraz z powietrzem odessano przemijanie. Przywodząc na myśl użyteczność same jej wymogów nie spełniają. Wiadru nie towarzyszy ręka, która je dźwiga. Nic też nie sugeruje, że przenosi się w nim cokolwiek. W miednicy nie ma wody, a w parniku ziemniaków. Przedmioty, uchwycone w oczyszczonym trwaniu 1:1 stają się czymś innym niż ich pierwowzory. I chociaż źródłem inspiracji był konkretny czajnik czy konkretna waga, to przecież nie sposób rozpoznać które. Wizerunek został podniesiony do rangi ogółu i każdy z zapamiętanych czajników odnajduje w nim swoje odbicie. Przedmioty pozują frontalnie, co nadaje im rys nieuchronności. Najczęściej zastygają na jednolitym tle zdecydowanego koloru. Rzadziej pojawia się tło dwubarwne, co sugeruje od razu rozwiązanie przestrzenne, pejzaż. Ciężkie brązy z zasadniczym niebieskim. Kropla czerwieni, różu. Wszystkie kolory ostre, zdecydowane, nie ma miejsca na okazywanie słabości, żadnej metafizyki. Bettina nie delektuje się oświetleniem, nie poluje na najbardziej równomierne ze wszystkich rodzajów światła światło północne, za którym uganiały się pokoleniamalarzy. I tak, mówi, obrazy oglądamy w świetle sztucznym. Dlaczego więc mam ograniczać się do malowania za dnia? Ale przecież to nie są przedmioty, tylko jakieś ich wersje pozbawione ciężaru. To są ich sylwetki, kontury, a miedzy nimi rozpięta płachta barwy. Same stają się po prostu barwnymi cieniami, bez modelunku, bez skłonności do naśladownictwa. Ich materialność jest potwierdzona tylko plamą grubo kładzionej farby. W końcu więc Bettina uwalnia oswojone przedmioty z uwięzi. Odbierając im ciężar zwraca im wolność. Mogą na powrót istnieć same dla siebie formy wyzute z użyteczności. Bettina jest obdarzona naturalnym, kobiecym darem tworzenia. Otaczać opieką rzeczywistość, tę najbliższą, przylegającą do codziennego życia. Temu właśnie służy jej sztuka.
Magdalena Ujma
|