Będąc na ulicy Józefa czy chcemy, czy nie- i tak trafimy do kamienicy zwanej "Domem Aktora" pod numerem 16. To tu mieści się galeria Szalom - kwintesencja Kazimierza. Stworzona zarówno dla artystycznego ożywienia ulicy Józefa jak i z pasji ratowania przedmiotów i pamięci o ludziach, których udziałem była i groza holocaustu i represje roku 68'. Z pomieszczeń galerii wyodrębniono dwie strefy. Wprost z ulicy wchodzimy do części wystawienniczej. Tu niezmiennie witają nas koty - dwaj stali rezydenci o najgrubszych ogonach jakie zdarzyło mi się widzieć u kotów. Do kotów nawiązywała zresztą jedna z listopadowych wystaw malarzy z Gdańska - Jana Miśka i Marka Wróbla. Koty zatroskane, koty tajemnicze, z charakterem - jak te galeryjne - pomagające oswajać publiczność. Wystawy zmieniają się tu w rytm kolejnych "Czwartków na Kazimierzu", imprezy mającej już swoje stałe miejsce w kulturalnym kalendarzu Krakowa.
W grudniu wystawiał tu Marek Sobaciński - ilustrator tekstów księdza Twardowskiego i poezji Karola Wojtyły, Krzysztof Okoń- wiolonczelista, autor obrazów na szkle i rzeźb. Wydarzeniem była też połączona z happeningiem wystawa Dariusza Milińskiego. Happeningi zresztą często towarzyszą wystawom. Szalom to takie miejsce gdzie czasem materializuje się "W osiemdziesiąt światów dookoła dnia" czy "Opowieści o Kronopiach i Famach", gdzie na wewnętrznym dziedzińcu, w otoczeniu rzeźb może nagle zapłonąć żyrafa Salvadora Dali, gdzie fantastyczność i rzeczywistość przenikają się.
Pomieszczenie w głębi służy ekspozycji judaików, zbieranych, gromadzonych, udostępnianych- jednym słowem ocalonych od zapomnienia. Tu zdarzyło mi się zobaczyć (i dotknąć!) leżącą na stole Torę. Służyła ona jej poprzedniemu właścicielowi jako makatka lub dywanik - do jej dekoracyjnej funkcji był zresztą bardzo przywiązany. Wydobycie i zapewnienie należnego jej miejsca kosztowało wiele zabiegów. Gospodarze Szalom znają wiele dramatycznych historii, które jeśli potraficie i chcecie słuchać, a Oni będą mieć czas- może Wam opowiedzą. Na przykład historia menory. W zbiorach galerii znajduje się domowa menora Henryka Hochmana przypominając o tragicznych losach jej właściciela - rzeźbiarza i malarza okresu międzywojennego. Herschel Hochman był twórcą tablicy pamiątkowej wmurowanej w 1907 roku w fasadę kazimierskiego ratusza na Placu Wolnica, upamiętniającą przybycie do Polski Żydów, a ufundowaną przez Krakowską Gminę Żydowską. Ukrywany przez przyjaciół w okresie narastającej eksterminacji Żydów, Hochman nękany depresją, zgłosił się dobrowolnie do getta w Bochni i podzielił los swoich ziomków zamordowanych w obozach zagłady. Historia ta została szerzej opisana przez Kazimierza Wiśniaka w czasopiśmie "Co słychać na Kazimierzu". Właściciele galerii utrzymują kontakty z ludźmi o znaczących w naszej kulturze nazwiskach, którzy zdołali przeżyć getto, a zmuszeni zostali do wyjazdu z Polski w 1968 roku. Czasem spotykają się już z ich dziećmi, wracającymi tu przez pamięć dla rodziców. Bywa, że kontakty owocują wystawami artystów z różnych kręgów kulturowych. Do odwiedzających ulicę Józefa mówią "wejdź, zobacz - to nasza propozycja, może Cię zainteresuje? nie bój się Sztuki, niech Cię nie onieśmiela- ona ma Ci się tylko podobać".
Wędrujemy dalej. Jeśli z Józefa skręcimy w ulicę Nową, to po prawej stronie mamy całkiem nową o nazwie nomen- omen Nova galerię. Trudno o niej pisać cokolwiek, bo powstała w grudniu, podobnie jak inna, usytuowana na rogu Estery i Izaaka - Sito. Czas pokaże, czy się tu utrzymają. Obie wystawiają sztukę współczesną, nawet bardzo - tworzoną przez niedawnych dyplomantów ASP.
Dochodzimy do skrzyżowania z ulicą Meiselsa, gdzie w Centrum Kultury Żydowskiej również funkcjonuje galeria. Duch jej nie bardzo wpisuje się w kazimierski klimat, ale sam budynek Centrum budzi moje uznanie swoimi rozwiązaniami architektonicznymi i funkcjonalnymi. Odnowiona, zmodernizowana i rozbudowana XIX- wieczna modlitewnia to jeden z nielicznych w Krakowie przykładów połączenia niemożliwego - nowoczesności i tradycji. Tradycja to zachowana elewacja i układ bryły czyli to co widoczne z ulicy. Nowoczesność to przestronne wnętrza wystawiennicze i konferencyjne, przeszklone w większości ściany wewnętrzne, świetliki, które są tu na swoim miejscu i nie wyglądają jak "doklejone". I w tym nowoczesnym jednak budynku antykwariat o atmosferze i zbiorach nie ustępującym tym, zlokalizowanym w starych kamienicach. Polecam to miejsce wszystkim uczestnikom nieustannych dyskusji o architekturze Krakowa- jak pogodzić nowoczesność z tradycją. Ale o galeriach miało być.
Mijając skrzyżowanie ulic Meiselsa i Bożego Ciała wychodzimy znowu na Miodową. Na parterze budynku mieszczącego teatr El- Jot znajdowała się jeszcze parę tygodni temu galeria Jacka Stawskiego. O ile inne kazimierskie galerie mają ducha, o tyle galeria Stawskiego była "światowa". Równie dobrze wyglądałaby przeniesiona na Rynek czy do którejś z europejskich stolic (niekoniecznie Warszawy). Sposób ekspozycji, dobór artystów, kontakty właściciela, jego długoletnie doświadczenie w promowaniu sztuki i udział w międzynarodowych targach, jego klienci, wprowadzały powiew światowości. Założona w 1989 roku, siedzibę miała pierwotnie w Rynku, po jakimś czasie osiadła na Kazimierzu, w chwili obecnej wróciła w rejon zabytkowego centrum Krakowa. Co było powodem kolejnej przeprowadzki? Czynsze, które na Kazimierzu są już wyższe niż na Grodzkiej. Promowana od jakiegoś czasu dzielnica stała się modna i znalazło to swoje odbicie w cenach wynajmu lokali. Ale o ile do kazimierskich knajp i knajpek tłumnie uczęszcza snobistyczny "Krakówek", do hoteli wycieczki z Izraela czy innych krajów, o tyle w galeriach tłumów nie ma. A może i galeryjny Kazimierz słabo jest znany, które to braki staram się na tej skromnej kazimierskiej stronce nadrobić, gdyż wielu wielbicieli dzielnicy narzeka, że zrobiła się "plastikowa". Nie zrobiła się. Zmiany są nieuniknione.
Zapraszam do kazimierskich galerii - macie tu przegląd sztuki wedle życzeń- miejsca magiczne, klimatyczne, światowe i unikalne. Bramy pełne starych mebli i kas zabytkowych (nie powiem które, bo za chwilę by ich nie było). Sklepiki odwiedzane przez pracowników Starego Teatru dla zakupu garderoby przed kolejnymi premierami.
Galeria Jacka Stawskiego specjalizuje się w promowaniu nowego pokolenia artystów wywodzących się z krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Miała serie indywidualnych i grupowych wystaw, organizowała międzynarodowe spotkania i wymianę kulturalną, uczestniczyła w międzynarodowych targach sztuki w Paryżu, Genewie, Chicago, Strasbourgu, Utrzymuje również kontakt z galeriami w innych krajach i licznymi kolekcjonerami za granicą. Obecni w galerii artyści są najczęściej uznani już w świecie, mają na swym koncie prestiżowe nagrody, ich dzieła trafiają na profesjonalne aukcje i do kolekcjonerów, są utalentowani i rozpoznawalni. Wędrując w mroźne, styczniowe popołudnie uliczkami dzielnicy docieramy do jeszcze jednej znaczącej galerii - do Otwartej Pracowni. Usytuowana trochę na uboczu tych najczęściej uczęszczanych kazimierskich szlaków, bo przy ulicy Dietla 11 - właśnie ma setną wystawę. Tu nie trafiają przypadkowi goście. Jedyna galeria, która w zasadzie częściej jest zamknięta niż otwarta. Funkcjonuje w oficynie budynku - dawnej stolarni. Mimo wszystko odwiedzających musi być sporo gdyż napis na drzwiach mówi "prosimy nie trzaskać bramą, gdyż lokatorzy chcą nas powiesić". Powstałe w 1995 roku Artystyczne Stowarzyszenie Otwarta Pracownia jest całkowicie niezależne, nie związane z żadną instytucją. Poza dofinansowaniem katalogów wystaw nie ma stałego wsparcia finansowego. Na czym polega jej wyjątkowość? Na nie komercyjnym charakterze. Nie zajmuje się lansowaniem artystów, nie gromadzi, nie umacnia się, nie przesłania sobą artystów i ich prac. Choć otwartość pracowni polega na tym, że nie przedkłada jednych mediów ponad inne, to dominującym nurtem jest poszukiwanie nowego- w epoce multimedialnej- miejsca dla obrazu. Swoisty konserwatyzm i bezinteresowna praca członków Stowarzyszenia tworzy z niego rzadkie przedsięwzięcie w skomercjalizowanej rzeczywistości.
Na tym na razie kończę swoją osobistą trasę "galeryjnym szlakiem". Biorąc jednak pod uwagę zarówno powstałe niedawno galerie jak i te które z pewnością tu jeszcze powstaną wrócimy za jakiś czas na trasę kazimierskich galerii. Lub przejdziemy się po przybytkach mające w nazwie "galeria" lub po licznych w dzielnicy kawiarniach które "przy okazji" innej działalności, w ramach promocji przyjaciół prezentują na ścianach ich prace. A pomieszanie takie nawet knajpom na Kazimierzu nadaje specjalnego charakteru.
013y grudzień 2002/styczeń 2003
|