Portrety Jerzego Panka
Pracownia mistrza mieściła się przy ul. Szerokiej. Spotkania z Panem Jurkiem i Asią Gałecką były czymś wyjątkowym, magicznym. Opowieści, oglądanie obrazów, muzyka klasyczna. Niepowtarzalny humor "Pana kolegi", jego charakterystyczne powiedzonka, słowa wielokrotnie powtarzane dla podkreślenia głębi doznania. Smak oliwek, kapuśniaczków, balsamu kapucyńskiego. Atmosfera ciepła, szczerości, prostoty. Jerzy Panek mówił:
- Najważniejsze jest widzenie. Widzenie, a nie kombinowanie jak skomponować obraz. Widzenie, bo jak ktoś widzi, to cała reszta układa się sama.
Jak wyzwolić percepcję aby naprawdę zobaczyć?
Gdzie leży granica pomiędzy patrzeniem a widzeniem?
Pan Jurek długo wpatrywał się w lustro zanim postawił pierwsze kreski rysowanego dla mnie autoportretu. Pamiętam jego wnikliwe spojrzenie, jakby zobaczył siebie po raz pierwszy. A przecież autoportrety rysował wielokrotnie.
-Wie pani, za każdym razem jestem zupełnie inny, zupełnie inny, zupełnie inny...- mówił.
Pozostały autoportrety Pana Jurka, obrazy, grafiki. Pozostały wspomnienia, fotografie. Czym są te fotografie? Zapisem przeszłości, czy wiecznego teraz? Zatrzymanym ułamkiem sekundy? Czymkolwiek są, warto pamiętać, że jest w nich więcej niż to, co się widzi.
Z albumu Izabelli Pajonk-Degardo "Malarstwo-Fotografia-1994-2004" (wszelkie prawa zastrzeżone)
|