Czy kogoś rozwięzłe życie może przysporzyć miastu więcej świętości? Paradoksalnie tak, ale tylko jeżeli tą osobą jest jeden z najpotężniejszych polskich władców Kazimierz Wielki. Znany on był ze swego złego prowadzenia się i władze kościelne nie bały się mu tego wypominać. Pewnego dnia król po krótkiej rozmowie z wysłannikiem biskupa, wściekł się tak bardzo, ze kazał go utopić w Wiśle. Krótko trwała jednak jego samowola i wkrótce po tym zdarzeniu postanowił się zmienić. Swoją drogę pokutnika rozpoczął od ufundowania kościoła św. Katarzyny (dzisiejsza ulica Skałeczna). W XV wieku przy tym kościele zamieszkał zakonnik Izajasz Boner. Już za życia uważany był przez okolicznych mieszkańców za świętego. Po śmierci pogrzebano go w kaplicy św. Doroty, nieopodal krużganków klasztornych, a grób nakryto kamienna płytą. Grobowiec zakonnika był licznie odwiedzany przez okolicznych mieszkańców. Pewnego dnia przybyła do niego kobieta lekkich obyczajów. Podczas swych niezbyt gorliwych modłów nastąpiła na płytę grobową, wtedy grób zatrząsł się i wokoło pojawiła się moc świateł. Tym oto sposobem święty zdekonspirował profesję ladacznicy i od tego momentu panie lekkich obyczajów omijały kościół św. Katarzyny z daleka, a mężowie podejrzewający swoje żony o złe prowadzenie się zawsze mogli poznać prawdę. Niestety w XVIII w., pewnie ze względu na ilość chętnych, grób przeniesiono do osobnej kaplicy i od tego momentu Krakowianie muszą wierzyć swoim paniom na słowo...
tomCrac
|