W miniony czwartek radny Andrzej Wysocki zaprezentował swój Plan dla Miasta Kazimierz. Z częścią zapisanych przez niego propozycji trudno się nie zgodzić. Wyremontowanie i upiększenie ulic i placów, ograniczenie ruchu samochodów, wsparcie dla lokalnych inicjatyw kulturalnych to ta część projektu, dyskutowana zresztą na Kazimierzu od dawna, której można tylko przyklasnąć. Jednak w planie radnego znajdują się też takie elementy, z którymi zgodzić się nie sposób.

Gdyby powiększanie ilości jednostek pomocniczych, jakimi są dzielnice, było rozwiązaniem gwarantującym ich doinwestowanie mielibyśmy ich trzydzieści, a nie osiemnaście. Niestety, od mieszania herbata nie robi się słodsza, i budżet Miasta Krakowa nie powiększy się automatycznie tylko dlatego, że rozwiniemy miejską administrację. Ponadto, aby Kazimierz otrzymał pół miliona złotych budżetu potrzeba wydać znacznie więcej niż tylko 30 tys. złotych na wybory i 40 tys. złotych rocznie na utrzymanie biura. Radni kosztują: wynagrodzenie dla Zarządu Dzielnicy oraz diety szeregowych radnych zsumowane rocznie przekroczy znacznie 100 tys. złotych. Drogo. Warto też zauważyć, ze powołanie nowej dzielnicy wymaga szerokiego konsensusu w Radzie Miasta Krakowa. Jeśli jednak takie porozumienie jest możliwe rozważyć można rozwiązanie o wiele taÄsze: powiększenie budżetu Dzielnicy I o te same 525 tys. zł. z przeznaczeniem właśnie na Kazimierz; swoiste oznakowanie tych pieniędzy, które nie mogłyby być wydanie na zadania realizowane gdzie indziej. Uznając szczególną rolę Kazimierza, kolejnego po Rynku i Wawelu magnesu dla turystów, zgoda w tej sprawie w Radzie Miasta jest być może do osiągnięcia.

Ta propozycja (zbudowania ulicy rzemieślników) jest jakby ukłonem w stronę tych, którzy z nostalgią wspominają dawny Kazimierz. Niestety, jak mówią nasi bracia z południa: "to se ne wrati". Urzędowe zawracanie Wisły kijem nie pomoże, a może tylko zaszkodzić. Tak naprawdę nikt jeszcze nie opisał, co robi (powinien robić?) kazimierski rzemieślnik. Ciupagi? Menory? Gąbczaste smoki? No i jak go zmusić, żeby robił je akurat na ulicy Niedużej. Nakazem pracy? Propozycja jest słodka przez swoją nostalgiczność, acz niestety niepoważna.

Urok Placu polega między innymi na tym, ze zachował on, na szczęście, rolę placu targowego, gdzie poranną kawę pije się spoglądając na krzątających się przy pietruszce i pomarańczach kupców, objuczonych zakupami klientów. Urok straganów nocą polega właśnie w tej wieczornej przemianie, z targowiska na nielegalną, spontaniczną pijalnię piwa. Niestety przemiana ta niesie też z sobą poważne niedogodności, powiększając znacznie nocny hałas. O ile jeszcze w ubiegłym roku na straganach przysiadali ci, dla których zbrakło miejsca w legalnych ogródkach, o tyle teraz gros konsumentów nawet nie szuka miejsca, tylko od razu przychodzi z własnym zapasem piwa. Realizacja propozycji zrobienia ze straganów legalnego "ogródka" posłuży - być może - dochodom ich ajentów, jednak w konsekwencji zaszkodzi zarówno placowi jak i - w dłuższej perspektywie - jego bywalcom. Co stanie na przeszkodzie by zrobić - w ciągu roku, dwóch - dyskotekę w Okrąglaku? Albo bar go-go? Dalej będzie magicznie?

Marcin Wnuk